Powered By Blogger

Wszystkiego po trochu...

2/23/2011

Tonfilm Schlager





Bardzo ciekawe wydawnictwo z Niemiec zawierające nagrania filmowe z okresu lat 30-tych oraz okresu trwania II Wojny Światowej.Wśród wykonawców m.innymi słynna Zarah Leander,Marica Röck (ulubienica Adolfa Hitlera),Marlene Dietrich,Jan Kiepura i inne sławy.Większość artystów tego okresu zostało uznanych jako gwiazdy Niemiec hitlerowskich i pomimo doskonałego dorobku artystycznego nie publikowano ich nagrań a więcej -potępiano.A tak o Zarah Leander i Marice Röck pisze Tomasz Raczek:

Gdy byłem małym chłopcem, omal nie wyleciałem ze szkoły podstawowej za pewne wypracowanie. Temat brzmiał: "Moja ulubiona aktorka filmowa". Nie zastanawiałem się ani chwili - obszernie opisałem karierę... Mariki Rökk.Podkreślałem jej urodę i aktorski talent. Analizowałem taneczną sprawność, która czyniła z niej europejską Ginger Rogers. Wreszcie zachwycałem się jej jasnym sopranem, pozwalającym Marice stać się gwiazdą filmowych wodewilów. A jednak moje wypracowanie nie spodobało się nauczycielce, która zaniosła je kierownikowi szkoły jako dowód mej krnąbrności. Okazało się bowiem, że opis jest dobry tylko dotyczy niewłaściwej osoby. Marika Rökk nie miała prawa podobać się polskiemu chłopcu, była bowiem gwiazdą hitlerowskich filmów z okresu II wojny światowej. Innymi słowy - hitlerówą.
Pan kierownik miał naprawdę zafrasowaną twarz: - To nie jest normalne chłopcze - mówił patrząc mi w oczy - by zachwycać się kobietą, która jest symbolem zła. Ona występowała dla Hitlera, była jego protegowaną! Choćby nie wiem jak ładnie śpiewała i tańczyła, nie powinna ci się podobać. Skąd w ogóle znasz te filmy?
- Fragmenty widziałem w telewizji, coś udało mi się zobaczyć w Iluzjonie, a poza tym tata mi o nich opowiadał. Bo tata też ją lubi, choć był więźniem obozu koncentracyjnego.
Tu nasza rozmowa się skończyła a pan kierownik obiecał porozmawiać z moimi rodzicami. Ze szkoły mnie jednak nie wyrzucono, a tata nie natarł mi uszu. Nadal lubiłem roztańczoną blondyneczkę, choć już wiedziałem, że była roztańczona w niewłaściwej sprawie. Niemiecka Loda Halama miała wdzięk i talent, który musiał wzbudzać podziw, ale historia jej życia przekreślała jej prawo do popularności w naszym kraju.
Minęło wiele lat i w roku 1990 znalazłem się (jako dyrektor programowy telewizyjnej Dwójki) w archiwum filmowym w Monachium. Zacząłem z zapałem myszkować wśród pedantycznie ustawionych pudełek z filmami. Znalazłem wśród nich nie tylko mało znane operetki z udziałem Marthy Eggerth i Jana Kiepury (zaraz zresztą kupione dla TVP), ale także wodewile, w których zagrała Marika Rökk, tu nadal uważana - oczywiście - za wielką gwiazdę. Szczególnie spodobał mi się program zrealizowany przez telewizję wiedeńską z okazji 70 urodzin aktorki. Kogo tam nie było! Najsławniejsi europejscy artyści składali jubilatce życzenia. Ona sama prezentowała się świetnie: śpiewała, tańczyła, żartowała. Była w dobrej formie.
Chciałem ten program zakupić dla polskich widzów, żeby wypełnić musicalową białą plamę w naszej świadomości, ale mnie powstrzymano:
- Panie Tomaszu, przecież to hitlerówa, po co drażnić ZBOWiD-owców? Programu nie kupiłem. Czasami amatorom starego kina opowiadam o Marice i słuchają mnie wtedy z otwartymi ustami. Chcieliby ją poznać. A ja sobie myślę: Właściwie dlaczego nie? Czy talent i sztuka nie powinny być oddzielone od historii? Czyż nie stało się tak na przykład w przypadku innego protegowanego Adolfa Hitlera, wielkiego dyrygenta Herberta von Karajana?
Podczas pobytu w Monachium kupiłem sobie kilka płyt, których nie można dostać w Polsce. Wśród nich odrestaurowane i wspaniale brzmiące w technice cyfrowej nagrania Zarah Leander, jeszcze jednej gwiazdy epoki Hitlera. Jej głos jest niepowtarzalny: niski alt (prawie męski), ciepły, zmysłowy, narkotyczny. Mimo upływu lat brzmi niepokojąco współcześnie, aż chciałoby się powiedzieć - postmodernistycznie. Zarah Leander była przed wojną niewątpliwie najjaśniejszą gwiazdą niemieckiej sceny muzycznej i zarazem największą konkurentką Marleny Dietrich. Ale Marlena, mimo że Niemka, wybrała mądrze: wyjechała do Ameryki, opowiedziała się po stronie aliantów, śpiewała na froncie dla tych żołnierzy, którzy walczyli w słusznej sprawie. Tymczasem Zarah popełniła wszystkie możliwe błędy: wyjechała z rodzinnej Szwecji, zamieszkała w Berlinie, odbierała hołdy faszystowskich notabli. Była noszona na rękach i uwielbiana. Występowała w filmach muzycznych wytwórni UFA, nagrywała płyty. Niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju, piękne, ale służące złej sprawie.

W 1943 roku, w czasie nalotów na Berlin, zwinęła manatki. Dzięki najwyższym protekcjom dostała pozwolenie na wyjazd z Niemiec. Wróciła do Szwecji, gdzie wybudowała nadmorski pałacyk z widokiem na Bałtyk. Szwedzi uznali ją za zdrajczynię, Niemcy napisali, że sami ją wysiedlili, bo okazała się… Żydówką. Popadła w zapomnienie. Dopiero wiele lat po wojnie wróciła na sceny (triumfalny come back odbył się także w Wiedniu!) i znowu doceniono jej unikalny głos.

Wielbiciele hitlerowskich gwiazd tworzą dziś nieformalne fan-cluby: wymieniają się rzadkimi nagraniami, przesyłają sobie wiadomości, zbierają zdjęcia, albumy, płyty (do moich kompaktów Zarah Leander także ustawiła się już kolejka zainteresowanych). A jednak w tym przypadku siła potępienia jest ciągle większa niż siła uwielbienia. Zastanawiam się jednak, dlaczego w naszym kraju Karajanowi się upiekło, a Marice Rökk i Zarah Leander - nie? Czyżbyśmy kobietom nie potrafili wybaczyć tego, co wybaczamy mężczyznom?
Fragmenty książki "Karuzela z madonnami"